Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Autentyki XIV - Strażnicy, dyrektorzy i kartofle-zabójcy

18 695  
2   16  

Autentyki pisze samo życie a, że jest to pisarz bardzo  pracowity i jego twórczość zyskuje zazwyczaj dużą popularność, to lepiej być świadkiem takiego autentyka niż jego bohaterem. Takie historie są później opowiadane przez lata lub nawet pokolenia ku uciesze wszystkich oprócz bohatera.
A oto kolejna porcja opowieści wyznawców JM:

Dzięki Bartoszowi_K nabieramy całkowitego przekonania, że im bliżej niemieckiej granicy tym dzikszy i bardziej "westernowy" staje się zachód - może też wyskoczymy zapolować na jakiegoś bizona...

Miejsce akcji:
Zgorzelec miasto. Przejście graniczne.
Osoby:
Niemieccy i polscy celnicy oraz niemieccy strażnicy graniczni oraz w roli głównej mój kolega ze studiów.

Lekko nawiany "Gregorek" idzie do Gerlitz w odwiedziny do szwagra. W reklamówce niesie kilka browarków, flaszkę absoluta i... pistolet-straszak replika P-64.
Strażnikom trochę podejrzany wydal się "ładunek" torby wiec zatrzymali Grzesia i zaczynają kontrole. Grześ tymczasem wyjmuje gnata i zaczyna nim wywijać i tłumaczyć (po polsku), ze to straszak. Widzi, ze strażnicy nie kumają wiec zaczyna z niego... strzelać i tłumaczyć, ze to nie do zabijania...
Całość skończyła się szczęśliwie, bo tylko 48 godzinnym pobytem na izbie zatrzymań BGS.
 
Święto BGS-u. Imprezka na przejściu w Przewozie. Zawody w pływaniu pontonem. Niemiecki bus wywozi obie drużyny kilka kilometrów od przejścia i puszcza ich na wodę. My czekamy, czekamy, czekamy, czeeeekamy... nagle w tłumie zaczynają się teksty:
- Ktoś informował strażnicę? Może ich ostrzelali?
- WIESIEEEK!! Wywołaj ich po radiu, może oni na Zgorzelec płyną?
- Pewnie ich "trolle"* napadli i odebrali pontony, bo to w końcu ich...

*- nielegalnie przekraczający granicę.

Szuniek nadał historię o swoim traumatycznym przeżyciu z akademikową portierką (ale wniosek i tak wypływa jeden - pijcie z umiarem, a nic wam się nie stanie)

Popiłem troszkę. I wlazłem na okno (III pięterko, a człowiek durny, bo student i na dodatek pijany). Impreza pełną parą w pokoju, feeria barw, orgazm za orgazmem (podniebienia), fajno jest. Nagle z dołu słyszę:
- Proszę Pana z pokoju 325 by zlazł z parapetu!!!! NATYCHMIAST!!!! - głos naszej portierki skierowany najwidoczniej do mnie (pokój się zgadzał i parapet też)
- Ależ ja tylko zawieszam firanki!!! - odpowiedziałem bystro.
- Jak pan to robi jedną ręką? Skoro w drugiej trzyma pan butelkę z piwem?
Dobrze, że z wrażenia wpadłem do pokoju a nie na zewnątrz.

Jest i dalszy ciąg rajdowych powiastek przysłanych przez Muniecka. Przy okazji prostujemy - on nie jest rajdowcem, i to nie jego osobiste przypadki, wygrzebał gdzieś te historie w bliżej nieznanym nam miejscu.

Było to na ubiegłorocznym rajdzie polski. Jedno z bardziej obleganych miejsc na rajdzie (lewy łuk na oporze i ciasny prawy nawrót), więc ustawiłem się ze sprzętem godzinę przed startem odcinka. Obok mnie grupka kibiców, jak to na rajdzie, piwko, rajdowe opowieści, kawały, jednym słowem dobrze się bawią.
Jeden z kibiców, już nieźle "zatankowany", pije swoje piwo z puszki w dość nietypowy sposób, bo otworem do góry a nie tradycyjnie do dołu.
W pewnym momencie jego kolega zwraca mu uwagę:
- Ty!! Dlaczego tak pijesz to piwo? Przecież lejesz sobie po kurtce!!
- A bo ja pije piwo z rezerwą...
- Z rezerwą?!?!
- No. Jak mi się skończy, to obracam puszkę i jadę dalej...

Brunner (Hans, Ty świnio!!!!!) ma kolegów będących wyraźnie pod wpływem Davida Duchovnego i "Archiwum X" -  ale dzięki temu wyszkolenie naszych żołnierzy?? jest o wiele lepsze niż innych z światowej czołówki...

Myśmy na szkoleniach mieli dopracować ewakuację regionu przy klęsce żywiołowej - każda pięcioosobowa grupa miała być oceniana osobno.. pomysły miały się nie powtarzać... cóż... wylosowaliśmy piąty numerek (ostatni). Przeżyliśmy w wykonaniu innych grup pożar, powódź, trzęsienie ziemi i pobliski wybuch wulkanu - wykorzystali nam wszystkie pomysły - kiedy do nas doszło kolega - przewodniczący grupy wstał i z kamienną twarzą powiedział (odpowiednio budując napięcie): "Pewnego dnia mgła podniosła się znad pól, z których równymi szeregami wyszły kartofle-zabójcy"...

Jak i Kociara, mamy sentyment do kresów wschodnich - bo gdzież będzie lepiej niźli we Lwowie...

Pracował swego czasu mój chłop w dużym państwowym zakładzie pracy. Zatrudnili tam facia ze Lwowa.
Facio któregoś dnia wybrał się na wesele. Kiedy wrócił (deczko nieświeży zresztą) koledzy pytają go, jak było.
A on na to:
- Tam, ta joj, ta wszyscy ze Lwowi, tylko ja jeden Poznańczyk!

I na koniec trochę polityki (jak to w porządnym kazaniu nastąpić powinno). Lennox objaśnił nam klucz doboru na stanowiska dyrektorskie w spółkach Skarbu Państwa. Dziwujemy się srodze, jak to jest, że nie wszystkie przynoszą straty...pod taką kadrą powinny wszystkie...

Mój stary pracuje w KGHM. Niedawno do Lubina przyjechała delegacja japończyków walczących w przetargu miedziowym na jakieś tam badziewie.
Ale mniejsza o to. W drugim dniu ich wizyty, odbył się dosyć duży bankiet.
Stół szwedzki, orkiestra itp. itd.
W pewnym momencie większość zebranych zaczęła tańczyć poloneza (oczywiście większość zaproszonych przyszła z żonami). Najważniejszy z japończyków z wyraźnym zainteresowaniem przyglądał się naszemu tańcu narodowemu. W pewnym momencie przypałętał się do niego jeden z wielu dyrektorów w KGHM (prywatnie straszny bałwan) spojrzał na żółtka i mruknął do niego:
-"Co podoba się?"
Japoniec na to po konsultacji z tłumaczem:
- Hai!
Taniec się skończył a w.w. bałwan zaskoczył azjatę propozycją
- No przyjacielu, pokazaliśmy wam naszego poloneza, może teraz wy zademonstrujecie nam wasze słynne harakiri?"
Od tamtego czasu. w.w dyrektor ma ksywę "sepuku".

Dzięki Renee_jones mamy jako takie wyobrażenie, kto jest wzorem dla naszych polityków w ich wystąpieniach, czyli jak powiedzieć dużo zarazem nie mówiąc nic...

Ostatnio na wykładzie pan profesor podał nam pewną definicję, a oto komentarz, jaki usłyszeliśmy:
"Pani Dowbor, zanim zaciążyła z morlinami, reklamowała w TV pewien lek na gardło" (tu pan profesor opowiedział nam, w wielkim skrócie, jak to pani Katarzyna D. została cudownie uzdrowiona w reklamie) Następnie przybliżył nam postać swojego syna , który to w przeszłości chorował na anginę i który z powodu swojej "lekkomyślności" wyraził zgodę na pozbawienie go tego, bez czego, jak mu się wydawało, mógł się obejść (zdaje się, że chodziło mu o migdałki). Dzięki temu zabiegowi przestał chorować 3 razy w roku na anginę i zaczął 4 razy w roku na zapalenie oskrzeli. Tu dobry wykładowca ostrzegł nas przed wycinaniem sobie czegokolwiek, bo to się nigdy dobrze nie kończy. Następnie zacytował słowa swojego syna, które ten rzekomo miał wypowiedzieć, gdy natrafił na wcześniej opisaną reklamę. Wielce zdenerwowany powiedział, że te tabletki to nie są do gardła, ale do d..y. I wreszcie nastąpiło to, na co od długo czekaliśmy, a mianowicie komentarz właściwy do podanej na początku definicji:
- I teraz należy się zastanowić, czy ta definicja jest do gardła czy do d..y, bo ona tak naprawdę to nam nic nie mówi...
(czyżby miała mówić "Balcerowicz musi odejść"??)

Oczywiście, gdy podobne zabawne historie wydarzą się w waszym życiu, nie zapomnijcie podzielić się nimi na forum "KAWAŁKI MIĘSNE". Dla najlepszych - poczytne i zaszczytne miejsce na naszej stronie głównej! Innych nagród nie przewidziano - wciąż czekamy na coś co nas naprawdę powali... :)


Oglądany: 18695x | Komentarzy: 16 | Okejek: 2 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało