Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Gadki Uskrzydlone, czyli Wingsizmy IV

20 841  
31   3  
Kliknij i zobacz więcej!Dziś Skrzydlaci opowiedzą trochę o potomkach, miłości, śmiechu, i zdradzą, gdzie można odnaleźć Boga...
 
***

Helen:
Obliczyłam, że ćwicząc przez dwie godziny dziennie, zmarnowałam ponad dziesięć tysięcy godzin przez tę wiolonczelę. Wiecie ile to jest godzin?!
Lowell: Jeśli to nie jest podchwytliwe pytanie, to powiedziałbym – dziesięć tysięcy.
 
***
[kłótnia braci w sprawie funkcjonowania firmy]
Brian: Ty mnie wykończysz!
Joe: Ja wykończę ciebie? To ciekawe. Nie miałem nadciśnienia, dopóki ty się nie zjawiłeś.
Brian: O co jeszcze mnie oskarżysz? Światowy głód? Kryzys gospodarki wolnorynkowej? Czy upadek moralności w kinie amerykańskim?
Joe: Hej, kto wie, co robisz w wolnych chwilach…
*
Brian: Ty po prostu nie możesz pogodzić się z tym, że po raz pierwszy w życiu jestem ci potrzebny.
Joe: Nie potrzebuję cię!
Brian: Gdyby nie ja, już dawno poszedłbyś z torbami.
Joe: Akurat! Mogę znaleźć nowego pilota w dziesięć minut.
Brian: Szybciej, niż robisz przedziałek? Nie łudź się!
 
 
***
Joe: Jako, że już dawno przekroczyłem trzydziestkę, wolę, żeby mi nie przypominano o urodzinach. Niech sobie miną jak każdy inny dzień. W moim wieku urodziny nie znaczą, że jest się o rok starszym, ale o rok bliższym śmierci.
Antonio: Joe, nie powinieneś tak się czuć. Znasz chyba przysłowie, że życie jest jak wino.
Joe: Tak, z wiekiem coraz lepsze, wiem.
Antonio: No, do pewnego momentu. Potem kwaśniejesz, wszystko osiada na dnie i nie można się ciebie pozbyć. Zdrówko!
 
***

Antonio: Wiecie, nigdy nie miałem kłopotów z firmami ubezpieczeniowymi.
Helen: A jakie masz ubezpieczenie?
Antonio: Żadnego.
Roy [ironicznie]: Taksówkarz-imigrant bez ubezpieczenia? Kto by pomyślał…
Antonio: Roy, to że urodziłeś się tutaj i masz więcej pieniędzy i władzy, nie czyni cię lepszym człowiekiem ode mnie. Zaraz… To jest Ameryka. Oczywiście, że czyni…
 
***
Joe: Hej, Brian, znalazłem w kieszeni pudełko zapałek z numerem telefonu i imieniem ‘Rachel’. Tylko nie mam pojęcia, kim jest ta kobieta.
Brian: Moje najlepsze poranki zaczynały się od tych słów…
Joe: No, trudno. [wyrzuca pudełko]
Brian: Hej, nie, co ty robisz? Nigdy nie wyrzucaj ‘Rachel’. Nigdy - ‘Rachel’. To imię biblijne. Zadzwoń do ‘Rachel’ – a możesz ujrzeć Boga…
 
***

[Helen przygotowuje się do swojego pierwszego występu jako komik estradowy]
Helen [do Lowella]: Dobrze, Lowell. Masz siedzieć i słuchać tak, jakbyś mnie nie znał. Chcę poczuć się jak w piątek, w ‘Club Car’.
Lowell: Dobra, zasuwaj.
Helen: Witam! Jestem…
Lowell: Złaź ze sceny łamago! Nie jesteś śmieszna! Moja babka jest śmieszniejsza od ciebie!
Helen: Lowell…
Lowell: Hej, ‘Club Car’ jest z tego znany – chciałem, żebyś była przygotowana.
Helen: Po prostu siedź i mów mi, co jest śmieszne, a co nie.
Lowell: A, dobra. Nawiasem mówiąc, moja babka nie jest śmieszniejsza od ciebie. Chociaż mamy zabawę, kiedy w Święto Dziękczynienia wyjmuje sztuczne oko i wkłada do miseczki z oliwkami…
 
***

[Joe’go i Briana odwiedza matka, której nie widzieli od osiemnastu lat]
Matka: Gdzie jest Joe?
Brian: Powinienem był ci powiedzieć przez telefon. Joe ma do ciebie żal, że nie kontaktowałaś się z nami przez te wszystkie lata.
Matka: Nie mogę go za to winić.
Brian: Widzisz, Joe i ja mamy trochę inny punkt widzenia w niektórych sprawach.
Matka: Zawsze tak było. Ty zawsze byłeś wolnym duchem, a Joe – i mówię to z matczyną miłością – był zgorzkniały już w moim łonie…
 
***

Lowell: Pamiętam, kiedy Junior się urodził. Łatwo zapamiętać tę datę. To jego urodziny. Siedziałem w poczekalni, kiedy pielęgniarka przyniosła najpiękniejsze dziecko na świecie. Kurcze! Wyglądało jak aniołek. Było takie idealne. Z maleńką twarzyczką… A potem przyniosła mojego syna. Ale nauczyłem się go kochać.
 
***

Brian [do Joe i Helen]: Znacie program ‘Ścigani przez prawo’? Wczoraj pokazali tam Fay – jest poszukiwana za morderstwo! Pokazali przetworzoną komputerowo fotografię tej kobiety, tak jakby wyglądała dzisiaj – to była Fay!
Helen: Brian, opanuj się, mówisz o Fay, naszej Fay.
Brian: Wiem, to brzmi absurdalnie, ale co my tak naprawdę o niej wiemy? Wiemy, że była zamężna – i gdzie są teraz jej mężowie? Powiem wam – nie żyją, gryzą ziemię, wąchają kwiatki od spodu!
Joe: Brian, na pewno widziałeś zdjęcie kobiety podobnej do Fay, ale jestem pewien, że to nie była ona.
Helen: Oczywiście, że nie, Fay jest najmilszą osobą, jaką znam.
Brian: Tak zawsze sąsiedzi opisują maniakalnych morderców! [szyderczo] ‘To był najmilszy człowiek, jakiego znałem. Spokojny, zawsze mówił dzień dobry, pomógł mi zbudować budę dla psa’. Wiecie, chociaż raz chciałbym usłyszeć, jak ktoś mówi: ‘To był wściekły psychopata, obawiałem się o życie, czekałem tylko, kiedy piła mechaniczna przerżnie mi ścianę!!!’
Joe: Koniec z cukrem, Brian…
Brian: Dobra, OK, przywidziało mi się... Nie wierzcie mi, to nie była Fay, to był wytwór mojej wyobraźni… Ale kiedy rozdęte trupy zaścielą główną ulicę miasta, ich krew spadnie na wasze głowy!
Joe: Mogę z tym żyć. A ty Helen?
Helen: Ja rzadko jeżdżę do miasta.
 
A ta historia zakończyła się pożegnalnym przyjęciem dla Briana (filmik w oryginale)
 
 
***

[Joe zawalił walentynkową randkę w eleganckiej restauracji z Helen]
Joe [wbiega spóźniony do restauracji]: Dzień dobry. Szukam mojej dziewczyny. Blondynka, niewielkiego wzrostu.
Kelner [z pogardą]: A więc… W KOŃCU pan przyszedł!
Joe: A więc tu była?
Kelner: Tak. Siedziała sama przez dwie godziny! [z nienawiścią w oczach] Sugeruję, żeby pan wyszedł.
Joe: Hej, chwileczkę…
Kelner [woła pomocnika kucharza]: Giacomo! [do Joe’go] Signore. Ten człowiek umie wypatroszyć świnię w dwadzieścia osiem sekund. Świnia czy pan – bez różnicy. [pogardliwie taksując Joe’go wzrokiem] No, może pięć sekund…
 
A tutaj m.in. ten fragment (nadal w oryginale) – Pierwsze Walentynki Joe i Helen
 
 
***

[Helen wyjechała do NY robić karierę muzyczną i wróciła po ośmiu miesiącach „jak ostatnia sierota”]
Helen [do przyjaciół]: OK, słuchajcie wszyscy! Mam obwieszczenie. Powiem to tylko raz. Nowy Jork był straszny. Moje życie było straszne. Moja praca była straszna. Mieszkałam w strasznym zaszczurzonym mieszkaniu. To był najgorszy rok w moim życiu i nie chcę nigdy więcej słyszeć o tym mieście. Jakieś pytania?
Lowell [po zastanowieniu]: Czy widziałaś jakieś fajne widowiska?
Helen: Jedyne widowisko, jakie widziałam, to facet sikający na Czterdziestej Drugiej ulicy.
Lowell: Czy to nowy musical Andrew Lloyd Webbera?
 
Ponownie fragment z powyższym dialogiem, ponownie w oryginale – Helen po powrocie z NY

 
 
 

Oglądany: 20841x | Komentarzy: 3 | Okejek: 31 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało