Dobrze, że z tym rowerem to nie tak, jak u mnie...
Idę sobie ulicą na Podlasiu (w ramach urlopu - zwiedzam Polskę). Jakieś 100 m przede mną leży na ulicy facet z rowerem, przy nim dwie baby [słowo użyte celowo]. No - myślę sobie - pewnie awantura, gość się schlał, kobity mu chcą to i owo urwać, albo i gorzej...
Cóż, wyjścia nie mam, zbliżam się. Zaczynam słyszeć rozmowę. "...chyba trzeba będzie ciąć..."
Więc nie urwać, tylko uciąć. Nomen omen - ostro. Ale, ciekawe, nie był to gniewny ton.
Jeszcze parę metrów...
"Oooo, dzień dobry, przepraszam, ma pan nóż?"
Co się stało? Facetowi sznurówki wkręciły się w pedał i nie mógł ani jechać, ani ustać z tym rowerem.
Nóż miałem. Zawsze mam. Pomógł.
PS niestety, o czekoladzie nie było mowy.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą