Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Wielka księga zabaw traumatycznych CCVII

31 943  
36   4  
Kliknij i zobacz więcej!Dziś o dzieciństwie, jeszcze więcej o dzieciństwie i o trzepakach, BMX-ach zapalniczkach i takim jednym kujonie.

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

BOLESNE DZIECIŃSTWO

Byłem wtedy małym dzieciakiem. Na naszym osiedlu była moda na rzucanie lotkami. Każdy miał swój zestaw i rzucaliśmy do ulokowanych na podwórku budek. Pewnego letniego dnia, kiedy się bawiłem, podchodzi do mnie starszy brat i mówi "Karol, stań przy budce z rozłożonymi rekami, nie bój się, nic ci nie zrobię". Niczego nieświadom stanąłem i zostałem ugodzony lotką w oczodół, przebiła mi powiekę, na szczęście ominęła oko.

Mojego kumpla goniło dwóch wkurzonych na niego, uzbrojonych w dość pokaźny kamień wielkości ręki, starszych rozrabiaków z naszego osiedla. Uciekał do czasu, aż stanął przede mną, kamień został rzucony.
Kumpel kucnął, a ja dostałem w twarz. Spuchnięty, siny nos przez 2 tygodnie.

Bawiłem się z bratem w przedpokoju w dość dziwny sposób. Założył za duży sweter i włożył sobie pod niego poduszkę. Swoim pokaźnym brzuchem gonił mnie i popychał. Śmiechu było co nie miara, do czasu, aż nie wyrżnąłem głową we framugę drzwi rozcinając sobie czubek głowy, nie trzeba było szyć, ale bliznę mam do dzisiaj.

by randiq @

* * * * *

NA PŁOCIE

Gdy miałem około 5 lat, na działce odbywał się remont. Układali kostkę i budowali płot. Jak wiadomo - najlepsze zabawy odbywają się właśnie w takich miejscach. Ja i 3 mojego rodzeństwa bawiliśmy się na niekompletnym płocie - był tylko betonowy próg i 2 poziome metalowe belki (brak desek). Do złudzenia przypominało to trzepak, tylko grunt był bliżej. Tak więc bawiliśmy się w ganianego w wersji "nie wolno puszczać belek", kto dłużej wytrzyma trzymanie na samych rękach, oraz takie tam zabawy kręcące się wokół płotu. W trakcie którejś z takich zabaw, jakimś cudem dostałem się na górną belkę i kręciłem się na niej, nagle straciłem uchwyt i runąłem głową w dół, zahaczając ręką dosyć mocno o niższą belkę, kończąc uderzeniem banią w beton. Pierwszą reakcją było zdziwienie i zaskoczenie, drugą poczucie bólu w ręce, a następną płacz i sprint do mamy - co ciekawe nic nie poczułem/nie zwracałem uwagi na to co z głową. Mama wysłuchawszy mej opowieści przez łzy, obejrzała dłoń, pomasowała i powiedziała że niedługo przestanie boleć. W celu pocieszenia mnie powiedziała "Daj, pocałuję cię w główkę" - i wtedy zauważyła wielką krwawą kałużę na mojej głowie. Jazdy ani zszywania nie pamiętam, ale chyba jeszcze mam małą bliznę.

BMX

Na tej samej działce, tak około 1,5 roku później zaczynałem poważną jazdę rowerem - BMX, hamowanie pedałami do tyłu, brak przerzutek i nóżka. No właśnie ta nóżka była powodem całej historii. Niedawno ustawiono na ulicy "leżących policjantów". Było lato, więc krótkie spodenki, ogólnie lekkie odzienie. Rozpędziłem się najbardziej jak na owe warunki mogłem i nagle poczułem bardzo mocne szarpnięcie - jak na jakichś crash testach rower stanął w miejscu, a pęd porwał mnie do przodu. Przywaliłem brzuchem o kierownicę, przeleciałem dalej i zrobiłem powerslide'a na nagich kolanach po asfalcie. Sprint do domu (ale odpowiedzialnie odprowadziłem rower żeby 1. nikt go nie ukradł 2. nie spowodować wypadku) i do mamy. Mama ujrzawszy me kolana i golenie w kolorze krwistej czerwieni zdenerwowała się (nie pierwsza akcja z takim kolorem) i kazała mi iść do taty, bo była zajęta (do dziś jej tego nie wybaczę!). Działanie wody utlenionej pamiętam do dziś.

POWERSLIDE

Ten sam rower, ta sama działka, ulica obok, nie asfaltowa lecz żwirowa. Miałem świeżutki pęcherz na lewym ramieniu po oparzeniu się żelazkiem. Jak zwykle maksymalna prędkość, chwila nieuwagi, i powerslide bokiem ciała po asfalcie - a jak, tą na której znajdował się pęcherz. Pamiętam swój przestrach patrząc na powbijane żwirowe elementy w mojej ranie od żelazka. Tutaj już była większa interwencja konieczna, wyciąganie szczypcami... i woda utleniona (nienawidzę jej!).

CHODNIK

No ba, nadal ta sama działka. Jest tam długi kawałek chodnika, po którym zawsze biegłem jak najszybciej się dało. No i pewnego razu, a to pech, potknąłem się. Wylądowałem na ręce, wszystko OK, ale nie mogę zgiąć dłoni. Po dłuższym śledztwie okazuje się, że malutki kamyczek trafił IDEALNIE w sam środek dłoni. Szczypce + woda utleniona i mnóstwo bólu.

by misiur66 @

* * * * *

POŻAR

Pewnego razu, gdy przyjechaliśmy z bratem do kuzyna (2 lata starszego), ukradliśmy rodzicom zapalniczkę. Za domem było stare pole, którego nikt nie używał, ale było tam sporo suchej słomy (lipiec). Poszliśmy tam, podpalaliśmy co popadnie, kartki, źdźbła suchej trawy.
W końcu znaleźliśmy starego buta, całkowicie wyschniętego. Podpaliliśmy go. Ogień rozprzestrzeniał się szybko. Błyskawicznie zajęło się całe pole.
Spieprzaliśmy przez uliczkę z domami krzycząc "POŻAR!!! POŻAR!!!", sąsiedzi zadzwonili po staż pożarną. Przyjechał wóz, strażacy gasili, a my siedzieliśmy w domu kuzyna jedząc obiad.
Omawialiśmy po cichu co powiemy rodzicom. Skończyło się na historii o dwóch facetach, którzy rzucili na pole niezgaszone papierosy.

Emocji nam to przyniosło sporo i strachu po uszy, ale mamy niezapomniane przeżycie z dzieciństwa.

by huberta8

* * * * *

KUJON

Miałem 13 lat i pamiętam to jak dzisiaj, ponieważ jestem z reguły ostrożny. W mojej klasie był taki jeden kujon - w ogóle nie umiał się bić itp. siedzieliśmy w 10 osób na pięcioosobowej ławce, gdy ktoś wpadł na pomysł zwolnienia jednego miejsca. Jak rzuciliśmy się na kujona, to ja delikatnie zepchnąłem go na ziemię, gdzie rzucili się inni koledzy. Później zobaczyłem zbliżającą się podeszwę... i tyle... wszystkie gwiazdki zobaczyłem. Po 5 minutach ocknąłem się. I doszedłem do wniosku, że pozory mylą.

by dzienkiwujek @

* * * * *

TRZEPAK

Dawno temu, gdy większość czasu spędzałem u mojej babci w domu, mój tata złowił wielką rybę. Nie pamiętam jaką, ale wiem, że miała dobre 20 kg. Po tym jak już całe osiedle obejrzało ową rybkę i rozeszło się do domów, na trzepaku, na którym wisiała ryba został tylko długi hak. Ja oczywiście uwielbiałem zwisać i huśtać się bezinteresownie na poręczach, rurkach i na moje nieszczęście - trzepakach także. Po jakichś 2 min zabawy, gdy kolejny raz przeprawiałem się przez dżunglę jako Tarzan po lianie, moja ręka ześlizgnęła się, a mój serdeczny palec wbił się w hak. Po krótkim zwisaniu, krótkim stanie nieważkości i krótkiej dezorientacji popatrzyłem się na palec... Wtedy nastąpiła ta dłuższa dezorientacja i z Tarzana zamieniłem się w Indianina "Blada twarz". No i po dokładnej eksploracji wnętrza palca, tkanki mięśniowej i widoku zewnętrznego kości pobiegłem do domu. Oczywiście wielkie oczy, szczególnie babcia. Skończyło się na szyciu i bliźnie do dziś. Ale nadal lubię zwisać na trzepakach.

by k.k31 @

* * * * *

KOLEJNA HUŚTAWKA

Jako mały dzieciak w pierwszych latach podstawówki uwielbiałem huśtawki, pewnego razu, siedząc już dłuższy czas na jednej z tych ciężkich metalowych zabawek, jakie kiedyś były, postanowiłem nauczyć się skakać. Niestety, moment skoku był źle wyliczony i wylądowałem na brzuchu pod huśtawką. Niewiele myśląc zerwałem się by wstać i dostać rozbujanym żelastwem w łeb. Na szczęście miałem na sobie grubą czapę. Poleciałem do mamy, na co ona wydarła się na mnie, że tak ubabrałem świeżo wypraną czapkę. Gdy zerwała ją ze mnie krew spłynęła mi na twarz...
Było widać czaszkę, skończyło się na szczęście tylko na 8 szwach. Choć niektórzy mówią, że to przez to jestem "po****ony".

by piter15.pl @

* * * * *

UCIECZKA

Było nas pięciu. Ja i jeden kumpel mieliśmy po 10 lat, trzej pozostali kolejno 11, 12 i 12. Któregoś dnia postanowiliśmy z kumplami z bloku powkurzać robotników budujących most w okolicy opuszczonych działek. Panowie szybko się zdenerwowali (któż by się nie zdenerwował, gdyby nasikano mu do taczki?) i ruszyli za nami w pogoń. Jeden z nich był nawet uzbrojony w łopatę. Uciekliśmy na wcześniej wspomniane działki i (o dziwo, gdyż znaliśmy te działki jak własną kieszeń) straciliśmy orientację w terenie. Ze wściekłymi budowlańcami na ogonie, przebiegliśmy przez krzaki jeżyn. Cali poharatani znaleźliśmy się w potrzasku: z przodu, z lewej i z prawej zardzewiała siatka, a z tyłu krzaki jeżyn i przedzierający się przez nie robotnicy. Nie wiedzieliśmy co robić, jednak gdy łopata rzucona przez któregoś z goniących nas panów śmignęła kilka centymetrów od głowy kumpla, wszyscy jednocześnie rzuciliśmy się na zardzewiałą siatkę. Nie wytrzymała naszego ciężaru i runęła, a my razem z nią. Na nasze nieszczęście, zaraz za nią rosły pokrzywy. Na moje nieszczęście, ostry drut rozciął mi dłoń. Budowlańcy odpuścili, a my znaleźliśmy drogę powrotną do naszej bazy.
Bilans: nogi poharatane na jeżynach, cali w bąblach od pokrzyw, rozcięta dłoń i strach przed zakażeniem, zgodnie z mitem dzieciństwa "Jak przetniesz się zardzewiałkiem to dostaniesz zakażenia".

by bongmann @

Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten link i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

Oglądany: 31943x | Komentarzy: 4 | Okejek: 36 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało